Dziś, górskimi szlakami, na Kopieniec podążają turyści żądni piękna przyrody Tatrzańskiego Parku Narodowego. Jednak jeszcze kilka dziesięcioleci temu góra ta tętniła życiem. Życiem codziennym, trudnym i jakże innym od tego, które znamy w XXI wieku. Tutejsze regle widziały wiele. Poznały co to radość i smutek, narodziny i śmierć, zabawa i ciężka harówka. Słyszały śmiech i płacz. Widziały beztrosko bawiące się dzieci i dorosłych strapionych małymi i dużymi problemami. Twarde skały przetrwały trud wojen i zapisały na swoich zboczach pamiętniki historii.
Ta historia opisuje ciekawe, acz burzliwe losy jednego z góralskich rodów. Każdej wiosny, zabrawszy cały swój dobytek, rodzina wyruszała na Kopieniec. Wędrówkę rozpoczynano bladym świtem. Wszyscy podążali przez Zioniówkę, Weskówki i Cyrlhę przecinając następnie drogę do Morskiego Oka. Rodzina całą wiosnę, lato i czasem kilka jesiennych miesięcy spędzała na Kopieńcu. Wszyscy mieszkali wspólnie w małej, drewnianej izdebce z dużym okienkiem. Choć miejsca nie było wiele, wszystko było starannie zorganizowane.
Przed wejściem do izdebki stawiano dużą, drewniana ławkę, na której rodzina mogła odpoczywać, rozmawiać i spotykać się z sąsiadami. Ławeczkę odwiedzali też inni, nie tylko miejscowi. Czasem sił nabierali na jej deskach zmęczeni turyści, czasem zasiadali Niemcy odwiedzający halę, by kupić wyrabiane tam masło, a czasem partyzanci ukrywający się w okolicznych lasach. Przybyłych interesowały góralskie stroje i pasterski rytm życia. Pracowali wszyscy. Kiedy dorośli szli wypasać krowy lub wybierali się z masłem i śmietaną na sprzedaż do Zakopanego, dzieci zbierały leśne owoce. Hala w tamtych latach była tłoczna. Pracowano szybko, by ze wszystkim zdążyć. Pracę umilano sobie śpiewem. Dopiero późnym popołudniem było nieco czasu na odpoczynek. Atrakcją były niedzielne wyjścia do kościółka w Jaszczurówce, czy na odpust do Poronina.
II Wojna Światowa zastała rodzinę na hali. Rozpoczął się naprawdę trudny czas. Piękne, świecące nad halą słońce przeszył huk niemieckich samolotów. Do okolicznych lasów zjechali konno mężczyźni uciekający z podhala. Ludzie nie mogli się otrząsnąć. Płakali. Ojca - głowę rodziny, zabrano do niemieckiej niewoli. Właściwie niemal wszyscy mężczyźni zdolni do pracy tam trafili. Utrzymanie dzieci i dobytku, w tak ciężkich czasach, spadło na barki kobiet. Podstawą diety rodziny było mleko, którego mieli pod dostatkiem. Wyrabiano też z niego śmietanę i masło na sprzedaż. W lasach zbierano grzyby, maliny i borówki.
Jedzono potłuczone ziemniaki z dodatkiem śmietany, gołąbków i rydzy. Prawdziwki przeznaczone były na sprzedaż. W czasie wojny Kopieniec często odwiedzali Niemcy chcący kupić masło, sery, czy śmietanę. Robili sobie zdjęcia razem z mieszkańcami Kopieńca, chętnie przebierali się w góralskie stroje i przyprowadzali znajomych. Ojciec rodziny, powrócił z niemieckiej niewoli jeszcze przed zakończeniem wojny. Stało się tak za sprawą nieszczęśliwego wypadku przy pracy, kiedy maszyna odcięła mu trzy palce dłoni, a powstałe rany nie chciały się goić. Życie stało się wówczas nieco łatwiejsze. Nadal jednak wszystko podporządkowane było niemieckiej okupacji.
Pod koniec wojny, na podhalańskim niebie, coraz częściej widać było rosyjskie samoloty. Pewnego dnia nieopodal Kopieńca, spadł rosyjski pilot zestrzelony przez wojska niemieckie. Siostra Jana, Wikta, podarła swoje prześcieradło i opatrzyła lotnikowi rany. Musiała jednak uciekać, bo po kilku minutach zjawili się Niemcy. Gdy Niemcy opuścili Polskę, na Kopieńcu coraz częściej zaczęli pojawiać się Rosjanie.
Choć na Kopieńcu zdarzały się ciężkie chwile i pokonać trzeba było wiele przeciwności, to jednak cała rodzina lata te wspominała, jako cudowne. Było tam coś, czego nie sposób odnaleźć w dzisiejszych, wygodnych czasach. Byli przyjaciele. Wspaniali ludzie niosący sobie wzajemną pomoc, zżyci i zgodni. Mimo biedy zawsze można było liczyć na drugiego człowieka. Żyło się razem, nie przeciwko siebie, nie obok.
Dziś rodzina wypasająca niegdyś krowy na tej przepięknej hali nadal wspomina te czasy. Ówczesne zdarzenia otoczone zostały szacunkiem i już na zawsze pozostaną w sercach tych, którym dane było to przeżyć i tym, którzy tamte lata znają tylko z opowieści. Hołd historii oddawać można na wiele sposobów. Syn Janiny stworzył cudowne miejsce. Miejsce szanujące tradycję i minione dzieje - Hotel Kopieniec.
Hotel tak niezwykły, jak losy tejże rodziny.